- Wygodne w sztuce aktorskiej jest to, że gra się co innego niż na pozór. Bo w graniu ciekawe jest właśnie to, co jest pod spodem. Ale w życiu to już dobre nie jest - mówi Adam Ferency, aktor Teatru Dramatycznego w Warszawie.
Ostatnie 26 lat to dla pana praca w Teatrze Dramatycznym. Teraz zaprasza pan widzów za kulisy. To kulisy pracy czy domu? - Teatr Dramatyczny jest miejscem, w którym jestem najdłużej w swojej karierze. W pierwszym - Teatrze na Woli - byłem pięć lat, w drugim - Teatrze Współczesnym - trzynaście, a potem ponad ćwierć wieku tutaj. To nie jest dom, ale na pewno nie tylko miejsce pracy, choć oczywiście czasem jest tutaj straszna harówa. Z drugiej strony - ja nigdy nic innego w życiu nie robiłem, więc trudno jest mi powiedzieć, jak się zasuwa np. w hucie, więc nie mam porównania. Być może mam najlżejszą pracę świata. Pracuje pan w otoczeniu wielkich indywidualności. Muszą się z tego tytułu rodzić tarcia. - Mam to szczęście, że jako człowiek łagodnego charakteru jestem poza intrygami, jakie się w teatrach rozgrywają. Mnie się w nich pomija, nie próbuje się mnie wykorzystywać w rozgrywkach. Prawdopodobnie koledzy wiedzą, że ja się nie nadaję