Wróciwszy wieczorem z teatru, którego widownia oddana właśnie do użytku po gruntownym i długo oczekiwanym remoncie połyskiwała matową czerwienią ogromnych foteli, sięgnąłem po Hanemanna, stojącego w lewym górnym rogu sosnowego regału o lekko chropowatej fakturze, tuż obok opasłych i rozsypujących się już tomów Guntera Grassa, lakierowanych albumów dawnego Gdańska oraz zabłąkanych tu przypadkiem starych niemieckich atlasów anatomicznych, z których mama korzystała w czasie studiów, a które przywiozła ze swojego rodzinnego domu w Sławnie przy Armii Czerwonej (dziś - Gdańskiej) 19, gdzie jej rodzice wskutek dziejowej zawieruchy osiedli zaraz po wojnie, przejmując posiadłości uciekających w popłochu Niemców. Powieść Stefana Chwina przyjemnie chłodziła mi dłonie swoją gładką i miękką, choć nie bardzo jeszcze zniszczoną okładką. Na tle głębokiej czerni, którą pokryta była krucha tektura mojego tandetnego wydania z 1995 roku, widnia�
Tytuł oryginalny
Ach, gdzie są niegdysiejsze ścierki
Źródło:
Materiał nadesłany
Odra nr 5