Stare polskie przysłowie powiada, że "gdy kota nie ma, myszy szaleją". Nie chciałbym tym odwołaniem się do ludowej mądrości przeceniać nowego dyrektora Teatru Słowackiego, ani też niedoceniać całej reszty jego zespołu artystycznego. Coś jednak musi być na rzeczy, skoro na scenie dochodzi do kompletnej premierowej "zadymy". Oto bowiem, właśnie pod nieobecność Bohdana Hussakowskiego, na dużej scenie pojawiła się "Śnieżyca", która, ujmując problem najdelikatniej, okazała się niezagrożoną klapą sezonu, zanim ten sezon w ogóle na dobre się rozpoczął. Idę o zakład. Chciałbym przy tym wierzyć, iż stało się to, co się stało dlatego tylko, że nie było komu zawczasu powiedzieć "stop", i z żadnych innych powodów. Co tu dużo kryć - wiara taka podtrzymuje spore nadzieje, jakie z Teatrem Słowackiego zacząłem wiązać właśnie od tego sezonu. Póki co, jednak pojawiła się "Śnieżyca". Jedno trzeba od razu jasno powiedzieć. Z dwojga wspó�
Źródło:
Materiał nadesłany
"Tygodnik Powszechny" nr 41