Teatr Piwnica przy Krypcie w Szczecinie, prezentuje premierowe przedstawienie "Moja ABBA". Z tej okazji zapytaliśmy wybrane osoby o wspomnienia muzyczne z czasów szarego PRL-u - pisze Małgorzata Klimczak w Głosie Szczecińskim.
PRL to był okres, kiedy muzyka była dla wielu największym powiewem wolności i oknem na zachód, w którym królował kolor, fantazja, i do którego wielu z nas potajemnie wzdychało. W Polsce, kraju leżącego w strefie wpływów ZSRR, jeszcze nie było najgorzej. Władze, mimo niechęci, pozwalały jednak na słuchanie zachodniej muzyki, wychodząc z założenia, że jak się młodzież zajmie muzyką, to nie będzie zajmować się polityką. Muzyka była różna. Dla jednych ważny był kolorowy świat disco, dla innych rock, a jeszcze dla innych jazz. Jazz ze "zgniłego zachodu" propagował Leopold Tyrmand. Lata 50. i 60. to w Polsce złoty okres, bo wtedy zaczęli grać najlepsi jazzmani. A potem w latach 70. pojawiło się disco. Słuchaliśmy ABBY, Boney M czy Bee Gees. Dla wielu osób sentyment do tych zespołów pozostał, jak dla głównej bohaterki spektaklu "Moja Abba". Akcja sztuki opiera się na tym, że ABBA przyjeżdża do Polski i występuje w publicznej telewizj