W zupełnie inną rzeczywistość, w świat zwykłych ludzi, u których emocje wyższego rzędu albo dawno wygasły, albo nigdy się nie wykształciły, przenosi nas sztuka norweskiego autora Jona Fosse "Imię". Zredukowane do minimum dialogi, prymitywne reakcje i zdawkowe gesty nie wydają się ukrywać jakichś głębszych tęsknot. Dlatego nie bardzo nas obchodzi, jak ułożą się stosunki rodziców z córką, czy chłopak, który jest ojcem dziecka, ożeni się z bohaterką, pozbawioną zresztą przez autora imienia, czy jedynym zajęciem jej siostry będą dalej plotki i granie w remika. Taki obraz zdegradowanej do minimum egzystencji byłby może szokiem dla społeczeństwa pięknoduchów oddających się estetycznym spekulacjom. Dla nas, otoczonych morzem pospolitości, jest jedynie potwierdzeniem tego, co widzimy na co dzień. Agnieszce Glińskiej realizującej spektakl na scenie Teatru Współczesnego udało się dobrać młodych zdolnych aktorów, ale nawet ich wyrazista gr
Tytuł oryginalny
A tu pospolitość skrzeczy...
Źródło:
Materiał nadesłany
Zwierciadło nr 7
Data:
01.07.2001