Wchodzę wprost na ekran z ogromną twarzą Gustawa Holoubka, z maestrią i przejęciem wypowiadającego Wielką Improwizację. Przez chwilę staję niepewny, gdzie iść i nawet łapię się na chęci skręcenia w drzwi sali obok. Uprzejma starsza pani pilnująca wystawy niweczy ten zamiar natychmiast: "Tędy, tędy proszę. A tu ma pan przewodnik". "Nazywam się milijon!" - dodaje Holoubek-Konrad. I już nie ma wyjścia: w Polskę idziemy! - pisze Dariusz Kosiński.
Wystawa "Późna polskość" (na zdjęciu), którą do początków sierpnia można oglądać w Centrum Sztuki Współczesnej na Zamku Ujazdowskim nosi "monograficzny" podtytuł "Formy narodowej tożsamości po 1989". Tytuł moim zdaniem mylący, bo obiecuje za dużo, nie tylko w tym sensie, że na wystawie wielu "form narodowej tożsamości" brakuje (sporo z nich nie ma wszak kształtu artystycznego), ale i w tym, że stanowiące jego centrum pojęcie tożsamości jest tu częściej problematyzowane, kontestowane i dekonstruowane niż ustanawiane w jakiejkolwiek spójnej pojedynczości. Także graniczna data jest problematyczna już choćby przez to, że pierwszą salę poświęcono twórczości Stanisława Szukalskiego, zmarłego w 1987. Koniec końców w podtytule opisującym temat wystawy trafna wydaje się tylko liczba mnoga słowa "formy". Mnogość to bowiem podstawowe wrażenie zwiedzającego: mnogość zgromadzonych artefaktów, mnogość nachodzących na siebie kształtów, ob