Sięgnięcia po satyryczną, dość rzadko grywaną komedię Bułhakowa z końca lat dwudziestych, to w zasadzie niezły pomysł. Pod warunkiem, że reżyser dokona poważnych skrótów i że zabawą w formę zrównoważy to wszystko, co w wymowie tej sztuki jest dla współczesnego widza w Polsce tak oczywiste, że aż banalne. Tylko ten drugi warunek został atrakcyjnie spełniony. "Szkarłatna wyspa" dotyczy ówczesnej rzeczywistości radzieckiej w odniesieniu zarówno do sztuki teatru, jak i do teatru - przedsiębiorstwa, wciągniętego w monstrualną machinę wiodącej ideologii. Na scenie widzimy kulisy pewnego teatru, zmagania z wszechmocnym cenzorem i z materią przygotowywanego do wystawienia dramatu. Jest śmiesznie, ale od czasu do czasu, wieje smutkiem - z tekstu próbowanej sztuki, z zachowań pracowników teatru, z prostactwa cenzora. Jednak smutek i śmieszność (zwłaszcza cenzury) nie są tu zbyt gorące, ponieważ z historii i to nie tylko radzieckiej,
Tytuł oryginalny
A statek płynie!
Źródło:
Materiał nadesłany
Przegląd Tygodniowy nr 26