Czasem wystarczy tylko jedno słowo, by wywołać lawinę działań, których efekt jest nie do przewidzenia. Jedna osoba może sprawić, że za jej głosem pójdą tysiące, a myślący inaczej nagle staną się nieprzyjaciółmi, podludźmi, których należy wyeliminować. Z drugiej jednak strony, czy człowiek potrafi żyć bez wroga? Może stać się nim zarówno inna osoba, jak również natura, środowisko, czy bóstwo. Wszystkie te stanowiska i punkty widzenia w konstruktywny i racjonalny sposób pokazano w spektaklu "Wróg się rodzi" w reżyserii Anety Groszyńskiej, według tekstu Marcina Kąckiego, przygotowanym w Teatrze im. Wiliama Horzycy w Toruniu - pisze Paweł Kluszczyński z Nowej Siły Krytycznej.
Przedstawienie jeszcze przed premierą zostało okrzyknięte mianem komentarza na temat toruńskiej rozgłośni Radia Maryja, okazało się jednak inteligentną dyskusją o sile słowa, które padając na podatny grunt może wydać potworny owoc. Nie mówi się w nim tylko o radiu, ale również o fenomenie przekazu do mas. Treści niespełniające podstawowych norm społecznych, dzięki rozgłośni mogą dotrzeć do tysięcy ludzi, którzy uznają słowo płynące z odbiornika za jedyne i słuszne. Wątkiem rozpoczynającym spektakl jest historia radia RTLM z Rwandy, którego ksenofobiczne audycje oraz nawoływania do nienawiści przyczyniły się do ludobójstwa w 1994 roku (pochłonęło około miliona istnień ludzkich). Słowa pełne nienawiści przeplatano na antenie jazzem. Jak mówi popularne przysłowie: muzyka łagodzi obyczaje, ale w tym przypadku znieczuliła stosunek do zbrodni. Slogany sączone w eter sprawiły, że odpowiedzialność Hutu za masakrę Tutsi uległa rozp