"Benvolio i Rozalina" w reż. Redbada Klynstry w TR Warszawa. Pisze Łukasz Drewniak w Przekroju.
Najnowszy spektakl Redbada Klynstry jeszcze w czerwcu nosił tytuł "Romeo i Julia". We wrześniu nazywał się już "Benvolio i Rozalina" [na zdjęciu scena ze spektaklu]. Żartowaliśmy, że jeszcze tydzień prób, a będzie "Merkucjo i Tybalt". Klynstra długo kombinował, jak tu przenieść opowieść z Werony w świat współczesnej wielkomiejskiej młodzieży. Miał to być Szekspir mówiony żargonowo, osiedlowo, z niewiarą w siłę słowa i ciekawością nowej intonacji. Demonstracyjnie zrywający z liryzmem, niewinnością, koturnem. No i mamy efekt. Na scenie Rozmaitości ósemka młodych ludzi szamoce się po równo wystrzyżonym trawniku między bitką a bibką, czerwonym hydrantem a budką telefoniczną. O co im chodzi? Chcą, żeby było w życiu jakoś tak prościej. Sami się sobie poślubią, sami - bez udziału osób trzecich - związek skonsumują. Zmagania z miłosną konwencją pustego i nadętego świata przybierają jednak postać trywialnych kłótni, pokazów