Baśniowy, orientalny świat jest tylko modelem rzeczywistości, a cała historia - eksperymentem, w którym młodzi ludzie badają granice ludzkiej dobroci oraz zasady rządzące rzeczywistością - o spektaklu "Dobry człowiek z Seczuanu" w reż. Pawła Miśkiewicza w PWST w Krakowie pisze Monika Kwaśniewska z Nowej Siły Krytycznej.
W podziemiach, na "Scenie pod Sceną" krakowskiego PWST, w pustej przestrzeni, przypominającej hangar, z trzech stron otoczonej kilkoma rzędami widowni, spotyka się grupa młodych ludzi. Ubrani w zupełnie normalne, współczesne stroje, stają między przecinającymi przestrzeń dwoma rzędami kolumn, patrzą na otaczającą ich publiczność i siebie nawzajem. Milczą. W końcu jeden z nich (Wiktor Loga-Skarczewski) zaczyna opowiadać historię o Ciernistym Gaju, w którym jedynie chore drzewa nie zostają przerobione na meble i domy - dlatego mogą dożyć starości i być szczęśliwe. Ta pesymistyczna opowieść staje się impulsem do refleksji nad kondycją dobrego człowieka w rządzonym brutalnymi prawami ekonomii świecie. Z czasem ze swobodnej rozmowy wyłania się sytuacja dramatyczna. Jeden z mężczyzn (Piotr Franasowicz) inicjuje akcję: przenosi wydarzenia do Seczuanu i rozdaje role. Świat przedstawiony tworzy się więc w opowieści, w słowie i geście. Aktorzy kon