„Ziemia obiecana” Władysława Reymonta w reż. Mai Kleczewskiej z Teatru Zagłębia w Sosnowcu na 31. Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych w Łodzi. Pisze Malwina Kiepiel w Teatrze dla Wszystkich.
„Jak myślisz, ile jest dziś milionów w teatrze…” – tak zaczyna się Ziemia obiecana w reżyserii Mai Kleczewskiej. To pytanie ustawia ton całego przedstawienia, które nie jest opowieścią o XIX-wiecznej Łodzi, lecz o mechanizmie wciąż działającym, tyle że w nowej formie.
Scenografia jest ascetyczna – umowny green box zaprojektowany przez
Fabiena Lede działa jak plan zdjęciowy, ujawniając od początku
konstrukcję i sposób budowania narracji przez Kleczewską.
Reżyserka,
we współpracy z dramaturgiem Tomaszem Śpiewakiem, nie rozbija Reymonta w
modnej dziś dekonstrukcyjnej manierze. Przenosi jego mechanizmy w XXI
wiek. System wyzysku nie znika – zmienia tylko kostium: to dziś język
deweloperów, zielonej energii, sztucznej inteligencji.
W spektaklu pojawiają się cytaty filmowe z Ziemi obiecanej Andrzeja Wajdy. Scena, w której Lucy Zuckerowa śpiewa „Bo we mnie jest seks” Kaliny Jędrusik, nie jest do końca hołdem, lecz przypomnieniem transakcyjnego charakteru relacji. Odtworzony motyw jedzenia kurczaka w pociągu staje się obrazem łapczywości i konsumpcji doprowadzonej do granic groteski.
Ważnym elementem jest też ironiczny komentarz wobec środowiska teatralnego – na ekranie pojawia się napis: „Przemek Gulda nie poleca”. Kleczewska wytyka branży, że poddaje się tym samym mechanizmom promocji i rankingów, powierzchownych opinii, które lubi krytykować. Mówi, że teatr nie jest niezależny od rynku, lecz coraz częściej wpisuje się w trend lajków i „słitfoci”.
Kleczewska ulega tu również własnym, wypracowanym konwencjom teatralnym. Jedna z bardziej znaczących scen to rozmowa ciotki z Borowieckim, w której wprost wybrzmiewa antysemityzm: pytanie „Jak możecie kochać Żydów?” odsłania kalkulację nienawiści i lęk o „czystość rasy”. To fragment pokazujący, że ekonomiczna kalkulacja wykluczenia i pogardy jest integralną częścią kapitalistycznego myślenia.
Silnie zapada w pamięć także monolog Borowieckiego, w którym pada diagnoza: „to wojna między gatunkami”. To chłodny opis systemu opartego na wyzysku, w którym człowiek zjada człowieka – dosłownie i metaforycznie.
Powracającym elementem w twórczości Kleczewskiej jest również finałowa sekwencja z wygenerowanymi przez AI (autorstwa Krzysztofa Garbaczewskiego) obrazami płonącej hali Marywilskiej – współczesnego symbolu handlu, który prowadzi także do zniszczenia.
Aktorzy budują spójny obraz tego świata. Paweł Charyton gra Borowieckiego bez heroizmu – chłodno i rzeczowo. Znakomity Tomasz Kocuj jako Moryc to cyniczny, pozbawiony skrupułów biznesmen, chwilami grający wręcz na krawędzi dezynwoltury. Baum Aleksandra Blitka jest bardziej cichy – jakby pełnił rolę sumienia. Lucy Zuckerowa (w tej roli Mirosława Żak) jest świadoma swojej roli i ograniczeń. Wojciech Leśniak jako Herman Bucholc to czyste, kapitalistyczne zło. Nie ma tu słabych ról.
Przedstawienie pokazuje mechanizm transakcji – sprzedawania własnego
bezpieczeństwa i spokoju w zamian za zgodę na wyzysk innych. I zostawia
pytanie: komu dziś służy ta nowa „ziemia obiecana”?
Komu my służymy dzisiaj?