EN

3.06.2009 Wersja do druku

A jednak nie płoną...

"Całopalenie" w reżyserii Miśkiewicza to poemat/reportaż o małej apokalipsie, która dotyka odciętą od świata zbiorowość.

Gdy do delikatnej materii podchodzi się ze zbytnim namaszczeniem, często rozłazi się ona w palcach i marnuje. Kto dmucha czule w popiół, zamiast zgarniać go szuflą, nie zachowa jego struktury, ale zwiększy bałagan. Tak właśnie Paweł Miśkiewicz potraktował "Całopalenie" Dei Loher. Chcąc pozostać wiernym tekstowi, roztkliwił się nad nim, dał mu napęcznieć, napuszyć się, rozplenić. Nie zdarzało się to w poprzednich realizacjach dramatów niemieckiej autorki ("Przypadek Klary" i "Niewinna"). Dotąd wyznaczały one raczej nowe etapy drogi reżyserskiej Miśkiewicza, pozwalały mu uniezależnić się od wpływu mistrzów. Nowym spektaklem dyrektor Teatru Dramatycznego powraca jednak do dawnych, mniej udanych zabaw z ogniem, jak "Auto da fé" Canettiego o naukowcu podpalającym się wraz z ukochanym księgozbiorem. Miśkiewicza, podobnie jak jego bohatera, zwiodła wówczas nadmierna wierność literaturze. W "Całopaleniu" tekst zostaje należycie uczczony, wya

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Źródło:

Materiał nadesłany

"Gazeta Wyborcza" nr 129

Autor:

Joanna Derkaczew

Data:

03.06.2009

Realizacje repertuarowe