"Szczęśliwe dni" w reż. Antoniego Libery w Teatrze Dramatycznym m.st. Warszawy im. Gustawa Holoubka. Pisze Tomasz Miłkowski w Przeglądzie.
Powrót na afisz legendarnego przedstawienia "Szczęśliwych dni" z Mają Komorowską w roli Winnie to prawdziwa uczta dla teatromana. To nie jest proste wznowienie, choć po poprzedniej premierze (1995) sztuka była grana przez wiele lat, ale nowa realizacja pod czułym okiem i ręką Antoniego Libery - przede wszystkim postać Winnie wchłonęła nowe doświadczenia artystki. Nadal jej Winnie jest promienna, ale jakby głębiej, z nutą refleksji zaprawionej goryczą, którą przezwycięża wolą trwania, wolą życia i dwuznacznie operetkową pieśnią miłosną, która zamyka zaborczą "paplaninę" bohaterki, poruszającej się z gasnącą energią po labiryncie swojej nadwątlonej pamięci. Co pewien czas zamiera z niepokojącym ją pytaniem: "A co teraz?". Odprawiane przed małomównym Williem (Adam Ferency) - a jednak potrzebna jej jest publiczność - codzienne rytuały Winnie mimo jej uporu zmierzchają; redukcja postępuje ("to się posuwa", jak w innym swoim dramacie odnotow