Najnowszy spektakl Adama Hanuszkiewicza składa się z dwóch, na siłę sklejonych, części. W pierwszej wykorzystano fragmenty z "Lilli Wenedy", a w drugiej - wiersze Iwaszkiewicza. Zacznijmy od Słowackiego. Tekst dramatu, choć miejscami wielkiej urody, cechuje nadmiar antyteatralnej retoryki, turpistycznych okropieństw i symboliki. Na scenie jej zagmatwaną mroczność może prześwietlić tylko wielki inscenizator. Teksty wyrwane z całości tego dramatu stają się prawie nieczytelne. Jeszcze gorzej, gdy dorabia się do nich muzykę, czyniąc z tego tak zwaną poezję śpiewaną czy piosenkę aktorską. W tym przypadku na patetycznych koturnach. Z żywymi obrazami na pierwszym planie i w tle. Z recytatorskimi przerywnikami, przypominającymi akademię ku czci... Wiadomo, że trudniejsze fragmenty tekstu w teatrze można zrozumieć, przynajmniej intuicyjnie. A czytając sztukę można niektóre miejsca przeczytać bardziej uważnie. Piosenki na sce
Tytuł oryginalny
Żywe obrazy oraz poezja śpiewana u Hanuszkiewicza
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie Warszawy nr 191