W jednej kamienicy na warszawskiej Pradze znalazły przystań cztery teatry. W dodatku niebanalne. - Tu można się okopać i robić to, co jest istotą bliskiego nam avant popu: odsączać truciznę spomiędzy marginesu i mainstreamu, działać na pograniczu, tworzyć żywe miejsce na przecięciu - mówi Marcin Cecko ze Stowarzyszenia Twórców Sztuk Wszelkich im. S.I. Witkiewicza.
Artystyczny boom na Pradze dorobił się rozmaitych teorii. Romantyczna mówi o dzikich, pierwotnych, nieskażonych kulturą McDonalds'a terenach, w których artysta może się zaszyć i z dala od zgiełku cywilizacji tworzyć. Pozytywistyczna każe widzieć w artystycznej inwazji na praskie kamienice i podwórka działanie spod znaku kaganka oświaty. Realistyczna kładzie zaś nacisk na wielkie przestrzenie dostępne za niewielkie pieniądze. Padają magiczne nazwy: Soho, Greenwich Village, Montmartre, berliński Kreuzberg czy Prenzelberg. Dzielnice - podobnie jak Praga - cieszące się kiepską sławą, przez artystów zrewitalizowane i przywrócone miastom. - Lubelska 30/32 zaczyna się sklepem z artykułami dla niemowląt, a kończy zakładem pogrzebowym. Po drodze mija się punkt Caritasu z darmową zupą, pokoje straży miejskiej i pracownie artystyczne. Całe życie człowieka skupione w jednym budynku - metaforyzuje Marcin Cecko ze Stowarzyszenia Twórców Sztuk Wszelkich im.