- Trzeba "żyć uważnie", słuchać drugiego człowieka; ciągle to powtarzał - o Krzysztofie Kieślowskim opowiada jego córka Marta Hryniak. Dziś mija 75. rocznica urodzin reżysera "Dekalogu", "Podwójnego życia Weroniki", trylogii "Trzy kolory".
Joanna Poros, PAP: Ludzie wyobrażają sobie, że praca reżysera to coś fantastycznego. A to jest harówka" - powiedział Krzysztof Kieślowski w jednym z wywiadów. Co pani zdaniem sprawiło, że poświęcił swoje życie tworzeniu filmów? Co go fascynowało w kinie, a co na przykład irytowało? Marta Hryniak: Musiał to lubić, bo jednak został reżyserem, a nie stolarzem, jak chciał, czy strażakiem, chociaż chodził do strażackiej szkoły. Na pewno lubił opowiadać historie. Denerwowały go natomiast pewne aspekty funkcjonowania w świecie filmowym, czuł się z blichtrem niekomfortowo - chodzi np. o wizyty na festiwalach, udzielanie wywiadów. Nie znosił wywiadów nie bez powodu. Często zadawano mu niemądre - delikatnie mówiąc - pytania, pisano bzdury. Ale to były inne czasy i inni dziennikarze. Jeśli chodzi o ciężką pracę: tata należał do osób narzucających sobie niewykonalne prawie zadania. Robił po kilka filmów naraz. Montował jeden, kręcił drugi