- Mieszkałem w Warszawie, Brukseli, Bolonii, Mediolanie, Nigerii. W Turynie mam dom z widokiem na Mont Blanc. Co miesiąc zmieniam miejsca pracy. Nie ma takiego miejsca, do którego wracam - z Michałem Znanieckim, reżyserem, który zasłynął jako najmłodszy, 24-letni reżyser debiutant w mediolańskiej La Scali, rozmawia Małgorzata Matuszewska z Polski Gazety Wrocławskiej.
Małgorzata Matuszewska: "Napój miłosny" pokazał Pan w czerwcu 2007 roku na wrocławskiej Pergoli. Czym od tamtej premiery będzie różni się spektakl wystawiony 23 stycznia na scenie Opery [na zdjęciu]? Michał Znaniecki: Przeniesienie inscenizacji z 200-metrowego pleneru do zamkniętej przestrzeni to najwspanialsze zadanie dla reżysera. Z poprzedniego "Napoju..." zachowałem to, co najważniejsze, czyli zetknięcie światów i ich konflikty. Bardziej skupiliśmy się na szczególe i psychologicznych prawdach. W libretcie akcja toczy się w Hiszpanii, ja przeniosłem konflikt w lata 40. zeszłego wieku, w świat wojny domowej, generała Franco i partyzantów. Pergolę przypominam w pierwszej scenie "teatru w teatrze". Grający w nim artyści są zaangażowani w partyzancką walkę przeciwko Belcore i jego żołnierzom. Opowiadam historię o kolaboracji. Przecież Adina, żeby się zemścić, wychodzi za mąż za wroga. Pracując nad "Cosi fan tutte" odwiedzał Pan wrocławskie