To niezwykłe - umieć tańczyć. Wprowadzać swoje ciało w trans, poddawać się rytmowi, wyzbyć wstydu, zatracić. Taniec uwodzi, kradnie serce. Są tacy, którzy nie umieją bez tego żyć - pisze Małgorzata Szamocka w Poradniku Domowym.
Taniec to świętość. Tańczono, by przebłagać bogów, by wybłagać łaskę. Aborygeni w rytualnym tańcu wznosili stopami tumany pyłu, by zanurzyć się w nim i w ten sposób stopić ze świętą matką ziemią. Derwisze, tańcząc, medytowali i kontemplowali wielkość Boga.Taniec to rytuał. Obowiązkowy punkt dworskich balów czy swojskich wesel. Kiedyś obowiązkowy w kanonie dobrego wychowania, dawał przepustkę do towarzyskiego życia. Taniec to drżenie serca. Pełne nadziei oczekiwanie na księcia z bajki, który musi pojawić się na pierwszym wielkim balu. I ta prośba wypowiadana zniżonym tonem: - Czy mogę Panią prosić?... I wreszcie taniec zmysłów, kipiący namiętnością, żywiołowy, gwałtowny jak seks. Sprawia, że ciała na co dzień skrępowane garniturami i kostiumami, trzymane w ryzach obyczajowych norm budzą się z letargu. Ośmiela do dotyku, przyzwala na namiętny uścisk. Sprawia, że dwoje partnerów może bez szwanku dla reputacji przeżyć na