"Portugalia" w reż. Iwony Kempy w Teatrze Polskim w Poznaniu. Pisze Jacek Sieradzki w Przekroju.
Do Portugalii można pojechać zewsząd. Ale jak się mieszka w zapadłej dziurze, można najwyżej pomarzyć. Dlaczego u nas zawsze jest albo-albo? Albo robimy sobie jaja z wsiowych głupków - i wtedy o nic nie chodzi poza ubawem a la Daniec - albo roztkliwiamy się nad beznadzieją życia znad kielicha branego na krechę. Nawet luminarzom sceny rzadko wychodzi przekłucie smutku śmiechem, melancholii - zabawą. Dlatego warto zwrócić uwagę na Iwonę Kempę. Portugalia leży daleko. Niewyobrażalnie daleko dla bezrobotnych mieszkańców popegeerowskiej mieściny, obojętne: polskiej, słowackiej czy bułgarskiej. Zoltan Egressy opowiada akurat o węgierskiej. Jak wszędzie w takich dziurach ludzie kręcą się wokół baru, plotą głupstwa, zabijają czas. I spoglądają wilkiem na każdego obcego. Na przykład uciekiniera ze stołecznego świata, który rojeniami o wyprawie na drugi koniec kontynentu czaruje tubylców i wlewa (jak zawsze próżną) nadzieję w serduszko ślicz