Scenografia jest skromna: długi konferencyjny stół, krzesła, stolik dla sekretarki. Wszystko konkretne, prawdziwe, zwykle. Jak pepsi-cola pita przez uczestników zebrania, jak seryjne ubrania, w które ubrano aktorów. Niczego co zapowiadałoby magię teatru, do jakiego jesteśmy przyzwyczajeni. Bo też jest to inny teatr - publicystyczny, nie lubiący symboli i fabularnych ozdobników. Prawdy swoje chce mówić wprost do widowni. Jego siłą - i widać to właśnie w "Życiorysie" Krzysztofa Kieślowskiego - jest wyłącznie to co ma do powiedzenia, a nie jak to robi. Znamy Krzysztofa Kieślowskiego przede wszystkim jako reżysera filmowego. Swego czasu nakręcił on średniometrażowy dokument o autentycznej sprawie i ludziach, zatytułowany właśnie "Życiorys". Sylwetka bohatera - robotnika stającego przed komisją kontroli partyjnej - tak twórcę zafrapowała, że wrócił do niej pisząc scenariusz widowisko teatralnego. Sam także rzecz wyreżyserował w krakowskim Stary
Tytuł oryginalny
Życiorys
Źródło:
Materiał nadesłany
Dziennik Ludowy Nr 285