Tego "Baala" można brać za antidotum na poczciwość odchodzącego już chyba do lamusa teatru młodych brutalistów. Poczciwość? A jak najbardziej. Włóczył się po marginesach, pokazywał znęcanie się ludzi nad sobą, łamał obyczajowe tabu, złaził jakoby na dno człowieczego zezwierzęcenia... Ale gdy już wyepatował do cna przemocą, okrucieństwem, rują i poróbstwem, sprzedawał na koniec coś poczciwego, sentymentalnego i moralnego. Że miłość ponad wszystko. Że do skrzywdzonych i poniżonych należeć będzie królestwo niebieskie. Że w brutalnym świecie wszyscy jesteśmy tacy, psiakrew, biedni, zagubieni i godni współczucia. Bywało to mocne i w najlepszych przejawach poruszające, ale kaznodziejski sos mógł przyprawić o niestrawność. Wtedy czasem odreagowywano groteską, autodrwiną, deziluzyjnym kabaretem. "Baal" idzie w inną stronę. Z manifestu anarchicznej witalności młodego Brechta nie da się wyprowadzić żadnej moralnej lekcji. Bohater pr
Tytuł oryginalny
Życie żreć
Źródło:
Materiał nadesłany
Przekrój nr 1