"111" w reż. Radbada Klynstry w Teatrze Narodowym. Pisze Roman Pawłowski w Co Jest Grane - stołecznym dodatku do Gazety Wyborczej.
Jeszcze rok temu sztuka Tomasza Mana, dramaturga i reżysera z Wrocławia, liczyła parę kartek, na których naszkicowany był zarys historii nastoletniego mordercy. Po przepuszczeniu przez Laboratorium Dramatu stała się pełnospektaklowym dramatem na czterech aktorów o przeciętnej polskiej rodzinie, w której rodzi się zło. Spośród wielu innych współczesnych sztuk o przemocy w rodzinie utwór Mana wyróżnia niecodzienna forma dramaturgiczna: o zbrodni, której dokonał syn, opowiadają jego ofiary - ojciec i matka - oraz siostra, która przeżyła. Krótkimi, urywanymi zdaniami rekonstruują biografię przyszłego mordercy od pierwszych wspomnień z dzieciństwa po dzień, w którym z pistoletu kupionego na bazarze za tytułowe 111 złotych zastrzelił swoich rodziców. Przypomina to oglądanie zdjęć z rodzinnego albumu, kartka po kartce, z tą jednak różnicą, że zamiast nostalgicznych wspomnień oglądający szukają odpowiedzi na pytanie: dlaczego to zrobił? Gdzie