W pociągu zdążającym do Szczytna spotyka się dwoje ludzi. Zofia i Marek powracają z Warszawy, gdzie w ciągu dwóch dni ostatecznie zerwali zawiązane przed dziesięciu laty więzy małżeńskie. Sąd orzekł rozwód. Oboje są absolwentami politechniki, lecz tylko Marek pracował jako inżynier. Ona nigdy nie lubiła swojej profesji, zresztą - przypadła jej w życiu rola żony i matki. Tak naprawdę, to ani ona, ani on, nigdy nie mieli prawdziwego domu, przez te lata małżeństwa żyli "na walizkach". Zawsze były to tylko przystanki na trasie, wyznaczane przez wielkie i nieco mniejsze budowy. Marek, podobnie jak mąż Zofii, był jednym z owych tysięcy bezimiennych bohaterów pracy, człowiekiem borykającym się z trudnościami na placu budowy i nastrojami żony. Te małżeństwa wyraźnie się nie udały. W jej przypadku o klęsce zadecydowała niedojrzałość i nie skonkretyzowane marzenia, których nie był w stanie spełnić mąż. Dla niego - ciężarem była żona,
Tytuł oryginalny
Życie we dwoje
Źródło:
Materiał nadesłany
Trybuna Robotnicza nr 82