O "Bash" w reż. -> (Grzegorz Jarzyna) w TR Warszawa pisze Piotr Gruszczyński.
Trzy historie opowiadane w trzech przestrzeniach dla trzech publiczności. Niemal arytmetyczna zasada: aktorzy kolejno odwiedzają trzy sale. Jedną dla kilkudziesięcioosobowej widowni, drugą dla kilkunastu osób, trzecią dla jednego widza. W każdej powtarzają swoją opowieść. Ale czy na pewno? Nie możemy tego stwierdzić. Nie możemy zmieniać sali. Raz na zawsze przypisani jesteśmy do jednego miejsca. To aktorzy mogą krążyć wśród kilku widowni i tworzyć za każdym razem inną opowieść. Siedziałem w największej sali. Tu stały kiedyś maszyny drukarskie, które wypluwały rzekę "Życia Warszawy". Teraz po rzece zostało tylko koryto. Głęboka fosa, odrażająca jak całe zrujnowane wnętrze. Nad przepaścią niewielka błękitna platforma, na niej czerwona kanapa. Oto scena talk reality show, bo taką konwencję ma sztuka i spektakl. Na ścianach w głębi projekcje: transmisje z pozostałych sal, korytarzy, łazienek, wnętrz odpychających i nieludzkich. Wid