W połowie kwietnia ukazał się obszerny tom "Holoubek - rozmowy", sporządzony z ogromnym pietyzmem, rzetelnością i znajomością rzeczy przez Małgorzatę Terlecką-Reksnis (Prószyński i S-ka. Warszawa 2008). Wynurzenia artysty i człowieka, który najwyraźniej czuł się komfortowo w towarzystwie rozmówczyni, dzięki czemu mamy nie tylko fascynujący zapis jego życia, poznajemy również kawałek historii polskiego teatru lat powojennych - pisze Joanna Rawik w Dziś.
Gustawa Holoubka zobaczyłam po raz pierwszy na scenie Teatru Śląskiego w Katowicach, gdzie grał epizod - doktora Ranka w "Norze" Henryka Ibsena. Był w tej małej roli magnetyczny, wszyscy wokół niego przestali istnieć; reżyserował len interesujący spektakl, był wtedy dyrektorem znaczącej sceny śląskiej. Gdy piętnaście lat później objął tu dyrekcję Ignacy Gogolewski, znalazł w magazynie olejny portret swojego znakomitego kolegi, z niewielkim napisem na dole: Stalinogród, 1954. Portret odnowiono starannie, zawisł w salonie recepcyjnym. Po kilku dniach ktoś zaklcił Stalinogród pasemkiem papieru z napisem: Katowice, 1954. Zabawa ze świstkiem trwała przez jakiś czas. Nie znam dalszych losów portretu, mam jednak nadzieję, że nie wylądował ponownie w magazynie. Dzisiaj nic nie wiadomo. Gustaw Holoubek był idealnym wcieleniem aforyzmu Stanisława Jerzego Leca: "Żeby być sobą, trzeba być kimś". Był sobą, wyłącznie sobą, w sposób ekstremalny, z