W nowym spektaklu Piotra Cieplaka zamiast ludzi rozmawiają ze sobą książki. Jest to rozmowa niezrozumiała, bo każda książka mówi w innym języku.
Akcja spektaklu "Taka ballada" rozgrywa się symultanicznie na sześciu platformach, które grają rolę sześciu mieszkań w kamienicy: trzech na parterze, trzech na piętrze. Oglądamy w nich życie ośmiu lokatorów, mieszkających parami i samotnie. Powstaje pytanie, dlaczego reżyserowi zależy na tym, aby widownia widziała wszystkie sześć mieszkań naraz? Można przypuszczać, że chodzi o pewien rodzaj realizmu: podglądamy po prostu życie kamienicy, która dla ułatwienia nie ma ścian. Ale nie tylko o podglądanie chodzi. Oprócz zwykłych czynności, takich jak mycie się, słuchanie radia, naprawa roweru, gimnastyka, lokatorzy tej kamienicy deklamują poezję i prozę. Tu dochodzimy do sedna pomysłu. Scenariusz "Takiej ballady" zbudowany jest z różnych, często bardzo odległych od siebie utworów literackich. Jeden lokator mówi fragmenty "Iliady", drugi "Kubusia Puchatka", trzeci cytuje Chandlera, czwarty Białoszewskiego, piąty Hrabala, szósty Biblię. Na scenie