Maraton wyborczy wreszcie się zakończył, można więc bez ryzyka wspierania lub atakowania którejkolwiek ze stron przyjrzeć się temu, co jego trakcie się ujawniło i wystawiło - pisze Dariusz Kosiński.
Nie mam oczywiście zamiaru ani kompetencji, by zajmować się jakąś analizą politologiczną czy socjologiczną tej adaptacji "Kroniki zapowiedzianej śmierci". Ale nie byłbym sobą, gdybym oparł się pokusie powiedzenia kilku słów o dwóch finałowych aktach, czyli telewizyjnych debatach Ewy Kopacz i Beaty Szydło oraz liderów najważniejszych partii. Ich przebieg i rezultaty pozwalają na postawienie co najmniej kilku tez dotyczących władzy i przedstawienia (przedstawienia a nie performansu, bo tym, że "performance rules" wie każde dziecko i już za chwilę ktoś to wypisze na murze obok "Wisła Pany"). Poniedziałkowa debata dwóch liderek odbywała się w porze, którą moje pokolenie kojarzy z Teatrem Telewizji. Młodszym przypomnę, że był taki czas, kiedy telewizja publiczna nie oglądając się na oglądalność realizowała zadania kulturotwórcze i nadawała co poniedziałek przedstawienia teatralne. Było to oczywiście w ciemnych czasach dyktatury komunistyc