Kompozytor i aktor KRZYSZTOF DZIERMA mówi o wyższości wsi nad miastem i życia nad sztuką. - Robię, co robię i nie widzę w tym nic niezwykłego. Gloryfikowanie ludzi, którzy zajmują się sztuką, jest nieuzasadnione. Nie są ani lepsi, ani gorsi od reszty. Trzeba po prostu wykonywać swój zawód rzetelnie
Z wykształcenia jest Pan kompozytorem. Rodzinne tradycje muzyczne zadecydowały o wyborze zawodu? - Kompozytorem zostałem z lenistwa. A może z powodu talentu? - Nie wiem. Do szkoły muzycznej trafiłem przypadkowo. Nie byłem specjalnie grzeczny i żeby zająć mi czas, zapisano mnie na lekcje muzyki. To miało mnie utemperować. Potem pięć lat uczyłem się w technikum elektrycznym. Chciałem zostać elektrykiem, chociaż o naśladowaniu Wałęsy nie było jeszcze wtedy mowy. W klasie maturalnej nie wiedziałem, co robić dalej, więc poszedłem do wojska, żeby mieć czas na podjęcie decyzji. Zamiast służyć w wojsku dwa lata, z powodu stanu wojennego spędziłem tam dwa i pół roku. Wtedy postanowiłem zdawać do Akademii Muzycznej. W tym czasie poznałem Tadeusza Słobodzianka i Piotra Tomaszuka, wciągnąłem się w teatr i tak zostało. Od dwudziestu lat pracuję w teatrze, wykładam na Akademii Teatralnej w Białymstoku emisję głosu, historię i teorię muzyki. I c