Michał Zadara - zmęczony widać pojawiającymi się tu i ówdzie głosami o kiepskiej kondycji finansowej ludzi kultury - wskrzesza w swoim ostatnim felietonie na łamach "Krytyki Politycznej" młodopolski mit artysty-nędzarza, męczennika sztuki - pisze Witold Mrozek w felietonie dla e-teatru.
Najpierw, jak poczciwy wujek przy imieninowym stole, cierpliwie tłumaczy: "przecież wszyscy ostrzegali, że lepiej zostać inżynierem czy fryzjerem". Potem z poczciwego wujka zmienia się w suchotniczego Poetę w długiej pelerynie i nawołuje w natchnieniu, by jego konfratrzy z Zakonu Sztuki gotowi byli "znieść każde upokorzenie", "poczucie głodu w żołądku", "niepewności co do tego, czy za miesiąc jeszcze będą mieli za co żyć". Na koniec rzuca: le risque est total. Czy nie piękniej cytować Kantora po francusku, niż jęczeć - w języku "roszczeniowców" - że nie ma się zdolności kredytowej i ubezpieczenia zdrowotnego? Jeżeli w regule artystycznego zakonu Zadary obok przykazania ascezy mieści się przykazanie ciągłego zaskakiwania publiczności, to udało się - jako publiczność jestem zaskoczony. Dość ekscentryczny to sposób na rozwiązywanie problemów ekonomicznych - choć może zarazem najprostszy i najskuteczniejszy. Z niepewności jutra zrobić a