"Szczęśliwe dni" w reż. Krzysztofa Jasińskiego w Teatrze STU w Krakowie oraz w reż. Piotra Cieplaka w Teatrze Polonia w Warszawie. Pisze Tadeusz Nyczek w Przekroju.
Ten monodram na dwoje aktorów wygląda niepozornie, ale kryją się w nim demony. Ona gada bez przerwy, za to prawie nie może się ruszać: w pierwszym akcie tkwi w kopcu ziemi od pasa w dół, a w drugim po szyję. On ruszać się może, ale za to prawie nie gada i rzadko go widać. Przez półtorej godziny obserwujemy, jak życie z nich wycieka i gaśnie. Winnie, choć nie ma nic poza kilkoma przedmiotami i mężczyzną, z którego nie ma żadnego pożytku, mimo wszystko uważa, że każdy dzień jest szczęśliwy, bo jeszcze nie jest śmiercią. Cieszy się więc napisem na szczotce do zębów i lusterkiem, w którym może obejrzeć swą starzejącą się twarz. Jest jeszcze coś. Tajemnicza, nienazwana zewnętrzność rządząca światem ich obojga. To Coś dzwoni na pobudkę, zapala parasolkę, świeci bądź gasi światło. I odnawia przedmioty, które przemyślnie albo przypadkiem niszczy Winnie. Bóg-reżyser? Może. Krzysztof Jasiński w krakowskim STU i Piotr Cieplak w w