- Spotkałem się ostatnio z poglądem wśród młodych artystów polskiego teatru, że przeszłość nie ma dla nich żadnego znaczenia. Powiedzieli, że mają w dupie np. taką datę jak 1 września 1939 roku - mówi ANDRZEJ SEWERYN, dyrektor Teatru Polskiego w Warszawie.
Skończył 65 lat, ale gdy w spektaklu Wyobraźcie sobie zdejmuje koszulę,nie wygląda na pana w wieku emerytalnym. Bilans? Raczej ciekawość co przed nim. Gra w Paryżu w Comedie-Francaise, nazajutrz wstaje o czwartej, wraca do Teatru Polskiego, Lekarz mu mówił, że aktywność konserwuje, więc Andrzej Seweryn nie zajmuje się przemijaniem. Czasem słyszy, że jest pracoholikiem. Odpowiada: "Po prostu kocham grać!". Ale wie, że za wszystko się płaci - to taki hazard, która nazywa się życiem. "Jeśli na śniadanie zje się croissanta, muesli już raczej nie", żartobliwie mówi o swoich wyborach. Zazdrości przyjaciołom, że mają życie rodzinne. On święta, urodziny spędza z dala od domu, na planie albo w hotelu. Co dostaje w zamian? Poczucie, że jest potrzebny widzom. Bo ludzie wciąż przychodzą do teatru "na Seweryna". Teatr Polski, drugie piętro, sekretariat. "Pan dyrektor jest chyba na parterze Już go szukamy", słyszę. Po chwili słyszę też odgłos kro