Dwa fakty wpływają dziś na odbiór sztuki Bertolta Brechta o włoskim astronomie, potępionym przez Kościół za upieranie się, że to nie Ziemia jest pępkiem świata. Pierwszy to rehabilitacja Galileusza, której dokonał Papież całkiem niedawno, bo w roku 1992. Drugi - upadek totalitaryzmów, dla których nauka była instrumentem władzy. Sztuka, którą Brecht napisał po wyjeździe z nazistowskich Niemiec, nie jest dzisiaj wymierzona w żaden niewolący swobodną myśl system, bo tych systemów zbrakło. Stąd też patrzyłem na nią, jak na przypowieść z dziejów rozumu ludzkiego, która na szczęście nie ma dalszego ciągu. Chociaż? Słychać dziś głosy, aby teolodzy zajęli się genetyką i badaniami prenatalnymi. Tylko że nikogo nie poślą już na stos i w tym sensie sztuka Brechta się zestarzała. Warto było jednak popatrzeć na zdjęcia Jacka Dybowskiego w stylu barokowego malarstwa włoskiego z tym ciepłym, rozproszonym światłem świec, i na Kingę Preis
Tytuł oryginalny
Życie Galileusza
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Wyborcza nr 29