- Każdej z tych postaci gdzieś tam dodaję swojego życiorysu i każda mnie naznacza. Ja pakuję w to, co robię, zawsze sporo emocji, to są moje łzy, mój krzyk, moje histerie. Widzowie mają to przez kilka godzin na scenie, ale potem światła gasną, oni wracają do domu, a ja zostaję z tym emocjonalnym ekwipunkiem - mówi EDYTA OLSZÓWKA, aktorka Teatru Powszechnego im. Zygmunta Hübnera w Warszawie
Bardzo refleksyjna, skupiona, empatyczna. Nierozerwalnie wiąże ducha z ciałem. Zostałaś niedawno twarzą marki Bielenda. Czy znałaś tę markę, zanim zgłosiła się ona do współpracy z Tobą? Dlaczego zgodziłaś się na współpracę z tą firmą? - Wierzę w polskie firmy i wydaje mi się, że one naprawdę oferują kobietom dobre kosmetyki. Jest taka teoria, która mówi, żeby używać produktów, zarówno w kwestii żywieniowej, jak i pielęgnacyjnej, z tej samej szerokości i długości geograficznej, w której żyjemy. I myślę, że coś w tym jest, a przynajmniej warto takiego podejścia spróbować. Bielenda dodatkowo kojarzy mi się z naturą, z holistycznym podejściem do człowieka: że jest ciało, a nie tylko twarz... Znajdziemy tu więc i kremy, ale też peelingi, i płyny do kąpieli, i balsamy, i kremy do stóp - słowem wszystko, czego potrzebuje nasze ciało. A przy tym to marka, która akceptuje upływ czasu, to, że z czasem zmieniamy się i my, i