- Recenzje teatralne nie dotyczą dziś przedstawień, ale adekwatności treści do tezy ideologicznej - prawicowej, lewicowej, liberalnej, homoseksualnej, feministycznej - mówi JAN ENGLERT, dyrektor artystyczny Teatru Narodowego w Warszawie.
Katarzyna Kubisiowska: Kto w dzieciństwie miał na Pana największy wpływ? Jan Englert: Dziadek był kimś w rodzaju mentora. W sumie to on przyczynił się do tego, że zostałem aktorem. W domu był taki zwyczaj: po kolacji siadaliśmy wokół stołu i dziadek na głos przez godzinę czytał Sienkiewicza. Tak poznawałem "Krzyżaków", "Quo vadis". Babcia w kuchni gotowała, mama dziergała na drutach, ojca wtedy już z nami nie było. Miałem osiem, dziesięć lat. Czyli to już była Warszawa powojenna. - To było po powrocie do niej. Po Powstaniu rzuciło nas do Częstochowy, Sosnowca, Kłodzka, Polanicy, znowu do Sosnowca. Warszawa była dopiero w 1949 r. Całe moje życie prywatne i zawodowe kręciło się wokół Powstania Warszawskiego i kwadratu Starego Miasta. Grałem w "Kanale", "Kolumbach", "Akcji pod Arsenałem", a mieszkałem na rogu Długiej i Freta. Kto z rodziny brał udział w Powstaniu? - W jakimś sensie wszyscy. Żyliśmy przecież w tym mieście - nieważne