"Orfeusz i Eurydyka" w reż. Włodzimierza Nurkowskiego w Operze Krakowskiej. Recenzja Joanny Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.
Inscenizacja toporna i niezdecydowana, muzyka grana i śpiewana z wysiłkiem. Ani to przyjemność dla oka, ani dla ucha Zaczyna się nawet interesująco. Scenografia - dwa zbiegające się perspektywicznie rzędy kolumn, pośrodku schody - dyskretnie przywołuje dawny teatr. W centrum sceny prosty nagrobek i harfa. Nad grobem stoi Orfeusz w czarnym długim płaszczu. Uwertura jest tłem pantomimicznej, rozgrywanej w sennym, zwolnionym tempie sceny wesela. Wesele jest współczesne - panna młoda w welonie i białej sukni, pan młody w białym garniturze, składający życzenia goście za to w czerni. Panna młoda to zapewne Eurydyka, a scena to wspomnienie zrozpaczonego Orfeusza. Tylko dlaczego pan młody taki niepodobny do Alicji Węgorzewskiej-Whiskerd, śpiewającej partie Orfeusza? Czy Orfeusz to mąż, czy nie mąż? Zabawa w straszenie Dalszy ciąg pantomimy rozgrywa się nad grobem. Ci sami goście weselni (czyli chór) stają się żałobnikami, bolejącymi wraz z Orf