EN

6.11.2001 Wersja do druku

Żółte płetwy

I tym razem było, jak zwykle, znów nikt niczemu nie był winien, bo jak, skoro tym razem wszystkiemu winne były żół­te płetwy Marcina Kobierskiego? Potwierdza się odwieczna reguła - kapłani Melpomeny zawsze są niewinni, albowiem zawsze przy­chodzi im w sukurs jakaś żółta płetwa spra­wiedliwości. Źle jest, bo, dajmy na to, fatalny wtorek mamy albo nie tę, co trzeba, środę. Główny aktor się przeziębił, głównej aktorce wyzionął ducha ukochany pinczer Grzmocik, ciśnienie spadło albo się podniosło, kol­ka, jesień, migdałki, żniwa, powódź, stary jesiotr, jajko trzeciej świeżości, teściowa, co­kolwiek, byle co. Zaś na Św. Hieronima jest dysc albo go ni ma. Zgroza. I jak tu spokoj­nie teatr robić? Ja - kat krakowskich teatrów, ja - zwierzę, ja - wampir z ulicy brzóz, powiadam wam - w takich warunkach nie da się robić teatru. Teraz to zrozumiałem, dopiero w niedzielę, gdym oglądał "Absolwenta" w Bagateli, poją­łem, że w swojej tw

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Żółte płetwy

Źródło:

Materiał nadesłany

Dziennik Polski nr 259

Autor:

Paweł Głowacki

Data:

06.11.2001

Realizacje repertuarowe