I tym razem było, jak zwykle, znów nikt niczemu nie był winien, bo jak, skoro tym razem wszystkiemu winne były żółte płetwy Marcina Kobierskiego? Potwierdza się odwieczna reguła - kapłani Melpomeny zawsze są niewinni, albowiem zawsze przychodzi im w sukurs jakaś żółta płetwa sprawiedliwości. Źle jest, bo, dajmy na to, fatalny wtorek mamy albo nie tę, co trzeba, środę. Główny aktor się przeziębił, głównej aktorce wyzionął ducha ukochany pinczer Grzmocik, ciśnienie spadło albo się podniosło, kolka, jesień, migdałki, żniwa, powódź, stary jesiotr, jajko trzeciej świeżości, teściowa, cokolwiek, byle co. Zaś na Św. Hieronima jest dysc albo go ni ma. Zgroza. I jak tu spokojnie teatr robić? Ja - kat krakowskich teatrów, ja - zwierzę, ja - wampir z ulicy brzóz, powiadam wam - w takich warunkach nie da się robić teatru. Teraz to zrozumiałem, dopiero w niedzielę, gdym oglądał "Absolwenta" w Bagateli, pojąłem, że w swojej tw
Tytuł oryginalny
Żółte płetwy
Źródło:
Materiał nadesłany
Dziennik Polski nr 259