Kiedyś Radom to była prowincja. Kiedyś mecenas Mazurkiewicz, ruszający koleją do Warszawy, to był niemal kaskader. Kiedyś teatrzyk rewiowy to było przedmieście Gomory. Kiedyś utrzymywać bardziej zażyłe znajomości z aktorkami to był grzech, ujawnienie tego - kompromitacją. Dziś pojęcie prowincji jest przewartościowane tak gruntownie, że niektórzy za prowincję uważają, Boże daruj, Warszawę. Dziś szanujący się mecenas jeździ nie koleją, a fiatem. Dziś teatrzyków rewiowych w zasadzie nie ma. Dziś utrzymywanie kontaktów z aktorami jest powodem do chluby, nawet ślub wchodził w rachubę, bez obawy o utratę dobrej pozycji nie tylko towarzyskiej. Już z tego pobieżnego porównania obyczajowości dwu epok wynika, że w dzisiejszych czasach stara farsa Stanisława Dobrzańskiego (przyprawiona przez Juliana Tuwima i Tadeusza Sygietyńskiego) "Żołnierz królowej Madagaskaru" nie może nijak być zrozumiała. Dzisiejszy Mazurkiewicz powinien znaleźć się
Tytuł oryginalny
Żołnierz Królowej Madagaskaru
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Robotnicza Nr 32