Powieść Żeromskiego to jednak coś więcej niż tylko zwykły melodramat. Zabrakło tutaj zdecydowanej inicjatywy reżyserskiej, jakiejś w miarę oryginalnej wizji - o "Dziejach grzechu" w reż. Anny Kękuś-Poks w Teatrze Muzycznym Capitol we Wrocławiu pisze Tobiasz Papuczys z Nowej Siły Krytycznej.
"Dzieje grzechu" to jedna z lepszych powieści Stefana Żeromskiego. Sensacyjna historia nieszczęśliwej i burzliwej miłości, która doprowadza niewinną kobietę do upadku została zaadaptowana na scenę teatru muzycznego. Anna Kękuś-Poks, reżyser spektaklu postanowiła zrobić z niej typowy melodramat. Niestety z miernym skutkiem interpretacyjnym i inscenizacyjnym. Główna bohaterka Ewa Pobratyńska (w tej roli Justyna Szafran) zakochuje się w żonatym mężczyźnie, który wynajmuje pokój od jej rodziców. Łukasz Niepołomski (Wojciech Medyński), bo o nim mowa, szybko sprawia, że kobieta, która do tej pory była przykładem femme fragile, wstępuje na drogę grzechu, a jej życie przeradza się w pasmo nieszczęść. Więcej fabuły nie zdradzam, ponieważ niekoniecznie wszyscy widzowie czytali powieść, a w takim przypadku śledzenie historii napisanej przez Żeromskiego pozostanie jedyną przyjemnością w czasie tego teatralnego seansu. Grzechem więc byłoby widz