"Samotny zachód" Martina McDonagha w reż. Eugeniusza Korina w Teatrze 6.piętro w Warszawie. Pisze Maciej Łukomski.
W Teatrze 6.piętro odbyła się właśnie premiera "Samotnego zachodu" brytyjsko-irlandzkiego dramaturga Martina McDonagha, którego sztuki dwie dekady temu chętnie i z sukcesem były wystawiane na polskich scenach. Wystarczy chociażby wspomnieć znakomity spektakl "Kaleka z Inishmaan" z warszawskiego Powszechnego czy "Porucznika z Inichmore" z Borysem Szycem w stołecznym Teatrze Współczesnym. Bohaterami "Samotnego zachodu" jest dwóch braci, którzy ciągle się kłócą po przypadkowym postrzeleniu ojca. Gościem w ich domu jest również miejscowy proboszcz, który bezskutecznie próbuje poprawić relację między nimi. Doprawdy nie wiem po co Eugeniusz Korin postanowił wystawić te słabą sztukę? Na scenie dwóch uzdolnionych aktorów Eryk Lubos i Michał Czernecki, w koszmarnej scenografii, przeklinają, ile się tylko da, kopią, tłuką i plują na siebie. I nie wiadomo, czemu to ma służyć, bo akcja spektaklu niewiele się rozwija. Czasem tylko przyjdzie miejsc