Przyznając zaproszenie własnemu reżyserowi, ludzie odpowiedzialni za Teatr Śląski powiedzieli wyraźnie: nie interesuje nas nowoczesny teatr, nie chcemy u siebie odważnych reżyserów, to my robimy dobre spektakle, a cała reszta się myli - komentuje Łukasz Kałębasiak w Gazecie Wyborczej - Katowice.
Skandal, kompromitacja, żenada, pomyłka, bezczelność - to tylko niektóre ze słów, którymi w kuluarach określano decyzję przedstawicieli Teatru Śląskiego o przyznaniu "Zaproszenia od Stanisława" Atilli Keresztesowi. Cytuję tylko te nadające się do druku, bo kilka mniej cenzuralnych słów też padło. Jurorzy Interpretacji długo nie mogli wyjść z szoku, że spektakl, na którym przysypiali, mógł zostać uznany przez kogokolwiek za wart nagrody. Jak zdradzili, chcieli nawet przyznać "Iwonie..." własną antynagrodę Śląskiej Maliny, ale przez szacunek dla współgospodarza festiwalu wycofali się z tego pomysłu. Za to współgospodarz wykazał się brakiem jakichkolwiek skrupułów i nagrodził sam siebie. Jury, reżyserzy i publiczność spoza regionu rozjadą się po Polsce ze wspomnieniem dziwnego śląskiego zwyczaju, ale to my zostaniemy z problemem. Problemem teatru zadowolonego z samego siebie i ślepego na zachodzące wokół zmiany. Przyznając zap