W dzisiejszych czasach główną troską teatralnych reżyserów (zwłaszcza młodych) jest sprawienie, żeby w teatrze nie było nudno. Reżyser (zwłaszcza młody) przed próbami kombinuje: projekcje wideo, telewizory, telebimy, balety... Reżyser chce zrobić spektakl nie-nudny, krytycy-ideolodzy po premierze przedstawienie "pogłębią". Będą w recenzjach fastrygować ideami jak nawiedzeni krawcy. To, co na przekład można by opisać jako teatralne fenomeny powolności czy szybkości, nazwą, bo ja wiem, emanacją... feminizmu lub seksizmu. Kiedyś reżyserzy, by rozwiać nudę, puszczali na widownię dymy. Pamiętam, jak intensywne dymy puszczał w stanie wojennym w "Antygonie" Andrzej Wajda w Starym Teatrze w Krakowie. Prawie jak ZOMO. Pewne jest jedno, co zresztą stanowi pewien paradoks: w walce z teatralną nudą poległ niejeden reżyser. Do tego grona nieszczęśników dołączył Michał Zadara, wystawiając we wrocławskim Teatrze Współczesnym "Księg
Tytuł oryginalny
Żeby nie było nudno
Źródło:
Materiał nadesłany
Odra nr 3