Pełne dwie godziny żydowskiego humoru najwyższej klasy. Po "Aj, waj!Czyli historie z cynamonem" widzowie nie chcieli wypuścić aktorów ze sceny.
W repertuarach teatrów próżno by szukać takiego ładunku humoru i życiowej mądrości. Zabawnej i dającej do myślenia. Spektakl "Aj, waj! Czyli historie z cynamonem" Rafała Kmity spełnia wszystkie te wymagania. Wystarczyło sięgnąć po wielowiekową tradycję narodu wybranego i doświadczenia rabinów oraz wrodzoną pomysłowość pokoleń żydowskich kupców, rzemieślników, mleczarzy i gospodyń domowych oraz wiecznie zbuntowanych wobec tradycji młodzieńców. Kmita potrafił zaginiony świat ożywić w teatrze. Zestawił z niego serię scen, naładowanych dowcipem. O istocie wyższości narodu wybranego mówi ojciec zbuntowanemu synowi. "Wszystko Żydzi wymyślili. Nawet stepowanie. Wymyśliły je dzieci mleczarza, których miał dwanaścioro, a tylko jeden nocnik" - klaruje głowa rodziny. Takich sytuacji jest w spektaklu cała skrzynia. Na scenie pojawia się gama kolorowych typów ludzkich: swat, chcący opchnąć postarzałemu kawalerowi pannę, rabin wyczekujący