Powrót do "Nabucca" w Teatrze Wielkim znów wykazał dotkliwy brak dyrygenta z prawdziwego zdarzenia, który zebrałby w całość machinę zwaną operą. Pierwsze wielkie dzieło Giuseppe Verdiego, które przyniosło mu olbrzymią popularność dzięki swej politycznej aktualności, dziś jest operowym samograjem. To wspaniałe chóry z tym najsławniejszym "Va pensiero", sceny zespołowe i arie, dramatyczna akcja, wielkie postaci. Muzyka, choć czasem traktowana z lekceważeniem jako "katarynkowa", obfituje w piękne melodie, wpadające w ucho fragmenty nuci się bezwiednie po wyjściu z teatru. Cóż jednak z tego, że warszawskiej scenie po niewielkiej przerwie przywrócono to dzieło w ponadczasowej inscenizacji Marka Weiss-Grzesińskiego, skoro spektakl rozłazi się w szwach od strony muzycznej? Kierownik muzyczny przedstawienia Andrzej Straszyński dwoił się i troił w kanale orkiestrowym, ale jego wysiłki i ekspresyjna gestykulacja nie na wiele się zdał
Tytuł oryginalny
Żałosny król i chaos w kanale
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie Warszawy nr 60