Nadrabiam zaległości. Jeśli tylko mam czas, staram się oglądać przedstawienia, których obejrzenie wcześniej z rożnych względów było niemożliwe. A to ja nie mogłem, a to choroba, gdzie indziej premiera, brak spektaklu w repertuarze przez pół roku. Swoją drogą to jakaś plaga teraz, by po premierze i po pierwszym secie, prezentować tytuł dopiero za kilka miesięcy - pisze Bartłomiej Miernik w felietonie dla e-teatru.
W przezroczystej reklamówce niosłem jeszcze ser żółty taki z kminkiem, kilka plasterków wiejskiej szynki też produkt regionalny, chleb markowski i papierek po kawałku pizzy co to ją na Centralnym zjadłem. Z uśmiechem oddałem ten ekwipunek szatniarce studia ATM, mieszczącego się w pięknym budynku ze szkła i stali. Prosto z Rzeszowa, ze spóźnionego autobusu jechałem z produktami regionu mojego podkarpackiego, smakami dzieciństwa na "(A)pollonię", graną gdzieś pomiędzy Miedzeszynem a Falenicą pod Warszawą. A pyszne to produkty, rozsławiające podłańcucką wieś Markowa bardziej niż rodzina Ulmów - "pisowski" symbol prawdziwie patriotycznych postaw. Nadrabiam zaległości. Jeśli tylko mam czas, staram się oglądać przedstawienia, których obejrzenie wcześniej z rożnych względów było niemożliwe. A to ja nie mogłem, a to choroba, gdzie indziej premiera, drogie bilety, brak spektaklu w repertuarze przez pół roku. Swoją drogą to jakaś plaga tera