Trochę z chęci eksperymentowania, a bardziej z braku odpowiednich tekstów robimy dzisiaj literaturę ze wszystkiego: z manifestów politycznych, z prywatnej korespondencji, z wycinków prasowych i drobnych ogłoszeń. Nic w tym ostatecznie złego, jeśli tylko nie będziemy sądzili, że wycinanki te zastąpią nam głębsze zamyślenie nad człowiekiem, które znamionują prawdziwe dzieła sztuki.
Takie właśnie wnioski nasuwały się przy oglądaniu widowiska Lidii Zamkow "Zdobyty horyzont". Do poszarpanej w obrazki opowieści Morcinka o trudnych losach Kurta Krausa dodała ona goryczy Brechta i rewolucyjnej i żaru Majakowskiego, otrzymując w ten sposób panoramiczny film o walce ludu śląskiego, przy czym akcję tłumaczyły i posuwały intermezza, z których jedne bardziej były udane (litania za poległych, makieta pola walki), inne zaś raziły sztucznością (relacja z wysadzenia mostu). Poznaliśmy dzięki temu widowisku może nie tyle fragmenty naszej historii, przestylizowane na rewolucyjną metaforę, ile trafnie ujęte postacie twardych i zadziornych Ślązaków (Herdegen, Kamas, Połoński, Bazak, Ziętarski). Jeszcze dalej w stylizacji poszło widowisko Brylla "Żołnierze", usiłujące wykorzystać teatr słowa do opowieści o berlińskim szlaku bojowym. Przerzucana z ust do ust relacja mówiła nam o historii widzianej żołnierskimi oczyma, a więc niejako o