"Słowo" w reż. Mariusza Grzegorzka w Teatrze im. Jaraczaw Łodzi. Pisze Jacek Wakar w Przekroju.
Czasem melancholijny, a za chwilę ostentacyjnie brutalny teatr Mariusza Grzegorzka jest jak wspinaczka po wysokogórskiej grani. Dla widzów - na pewno, bo artysta nie idzie z nimi na żadne kompromisy, ani myśli ułatwiać zadanie; dla samego reżysera także, bo przecież łatwiej jest spaść i roztrzaskać sobie kości, niż utrzymać równowagę. Myślałem tak podczas premiery "Słowa" Kaja Munka w łódzkim teatrze imienia Jaracza i z każdą chwilą rósł mój podziw dla artysty. Bo Grzegórzek to już osobne zjawisko. Od ponad dekady prowadzi coś w rodzaju teatru w teatrze. Jak niegdyś w krakowskim Starym - toutes proporttons gardśes - Swinarski, Lupa albo Grzegorzewski. Wybiera teksty z najróżniejszych dramaturgicznych porządków i odległych geograficznie zakątków, aby szukać w nich skrajnych emocji. Z upodobaniem łączy ogień z wodą. W "Agnes od Boga" wspaniale partnerowały sobie Ewa Mirowska i Gabriela Muskała, dotykając na maleńkiej scenie przecięcia