Nasi przodkowie sprzed kilku tysięcy lat tańcem oddawali cześć bóstwom. Mimo że taniec rytualny dawno utracił swe religijne znaczenie, jako mowa ciała wciąż towarzyszy naszemu życiu. To właśnie w tańcu wybucha niczym wulkan tajemnicza cząstka natury człowieka. Można się o tym przekonać oglądając wystawiony ostatnio, w krakowskim Teatrze im. J. Słowackiego dramat Briana {#au#1238}Friela{/#} - "Tańce w Ballybeg". Eksponując zalety tekstu irlandzkiego dramaturga, przedstawienie głosi przede wszystkim pochwałę tańca -. zmysłowego, ekspresyjnego i żywiołowego - jako symbolu wolności człowieka, jego nierozerwalnego związku z naturą. Ballybeg to nie wymyślone przez autora irlandzkie miasteczko. Pięć sióstr pędzi w nim szare, pozornie nieciekawe, prowincjonalne życie. Obserwujemy codzienną krzątaninę kobiet, którym przewodzi najstarsza, Kate - w świetnej kreacji Anny {#os#790}Tomaszewskiej{/#}. Irlandzkie poczucie humoru Ma
Źródło:
Materiał nadesłany
Super Express nr 2