EN

20.10.1956 Wersja do druku

"Święto Winkelrida" czyli nasze czasy

BYŁEM na "Święcie Winkerida". Kiedy wyszedłem z teatru pomyślałem o tym, jak bardzo nie doceniany jest u nas śmiech. Ten śmiech, któ­rego siłę znał tak dobrze Ma­jakowski pisząc chociażby "Łaź­nię". Aż strach, jak mało takie­go śmiechu mamy na naszych scenach. Wybaczcie małą dygre­sję. Są ludzie, którzy jeśli raz zdo­będą władzę - jakąkolwiek władzę, trzymają się jej tak kur­czowo, że żadne trzęsienie ziemi nie może poruszyć ich z posad. Już znacznie łatwiej ruszać z posad tzw. bryłę świata. Może okazać się, że nie są zdolni do działania na stanowiskach, jakie zajmują, mogą kompromitować się jako durnie i bałwany, mo­gą się jąkać i plątać, gdy przyj­dzie im wygłosić niespodziewa­nie oficjalne przemówienie, ale obalić się nie dają. Są zaharto­wani na wszelkie głosy krytyki społecznej, obce im jest licze­nie się z opinią publiczną. Jako godny produkt stalinizacji marzą teraz o przetrwaniu demokraty­

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

"Święto Winkelrieda" czyli nasze czasy

Źródło:

Materiał nadesłany

Gazeta Robotnicza nr 251

Autor:

Wiesław Wodecki

Data:

20.10.1956

Realizacje repertuarowe