- "Przyjęcie" to jedna z pierwszych sztuk Leigh. Pisał ten tekst razem z aktorami, którzy improwizowali na scenie. Cztery lata temu w Teatrze Nowym Praga w Warszawie pokazaliśmy tę sztukę jako tragikomedię. Jeździliśmy ze spektaklem po całej Polsce i obserwowaliśmy, jak emocjonalnie reagują widzowie. Po salwach śmiechu zalegała na końcu przejmująca cisza. Bo z czego się śmiejemy? Sami z siebie - mówi Maria Pakulnis w Gazecie wyborczej - Telewizyjnej.
Joanna Derkaczew: Ostatni film Mike'a Leigh "Happy Go Lucky" był obrazem pełnym ciepła i nadziei, a jego podtytuł brzmiał.....czyli co nas uszczęśliwia". "Przyjęcie" według jego scenariusza mogłoby nosić tytuł .....czyli jak sami się unieszczęśliwiamy". Maria Pakulnis: Leigh już w swoich wczesnych filmach pokazywał ludzi obnażonych w swojej głupocie, marności, niezamierzonym okrucieństwie, ale też w ich nieszczęściu i samotności. Nie przypadkiem mówi się o nim "współczesny Czechów". "Przyjęcie" to jedna z pierwszych sztuk Leigh. Pisał ten tekst razem z aktorami, którzy improwizowali na scenie. Cztery lata temu w Teatrze Nowym Praga w Warszawie pokazaliśmy tę sztukę jako tragikomedię. Jeździliśmy ze spektaklem po całej Polsce i obserwowaliśmy, jak emocjonalnie reagują widzowie. Po salwach śmiechu zalegała na końcu przejmująca cisza. Bo z czego się śmiejemy? Sami z siebie. Choć na początku nie lubimy bohaterów Leigh i pozwalamy sobie