Mówią czasem o mnie: ale ta Dymna jest głupia, naiwna, w kółko o tej dobroci i radości opowiada. A przecież radość jest najlepszym lekiem na wirusa. Epidemia zmusi nas wszystkich, żebyśmy mocniej zastanowili się nad sensem cierpienia i mocą nadziei - mówi Anna Dymna, aktorka i założycielka fundacji "Mimo wszystko".
To będą smutne święta? - Na pewno inne niż zwykle, może bez rodzinnego malowania jajeczek, beztroskiej radości, ale za to głębsze. Epidemia zmusi nas wszystkich, żebyśmy zastanowili się mocniej nad sensem cierpienia, śmierci, nad mocą nadziei. Mam wrażenie, że bierzemy wszyscy udział w jakiejś ogólnoświatowej drodze krzyżowej. Jest cierpienie, śmierć, są niewinne ofiary. W tym kontekście tegoroczna Wielkanoc brzmi aktualniej, boleśniej i dotkliwiej niż kiedykolwiek. Dla mnie te święta już od wielu lat nie są tylko opowieścią o zajączkach i koszyczkach - bo najpierw jest Wielki Piątek, cierpienie, okrucieństwo, niesprawiedliwość, śmierć. Potem jest Wielka Sobota, rozpacz, wyczekiwanie, cisza i nadzieja. I wreszcie jest niedzielna radość ze Zmartwychwstania. Grałam kiedyś Korę w "Nocy Listopadowej" u Wajdy. Ona wypowiada takie słowa: "Umierać musi, co ma żyć (...) Śmierć tych użyźnia nowe pędy i życie nowe sieje wszędy". Całe życ